>>>JEDNOŚĆ<<<

  " Znowu opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: Effatha, to znaczy: Otwórz się! Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. /Jezus/ przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I pełni zdumienia mówili: Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę.
(Ew.Marka 7,31-37)

"Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie"
(List do [EF]ezjan 4,4)

Te dwa cytaty niosą ze sobą wiele. Właśnie one przyczyniły się do powstania naszej nazwy EFfatha /4,4/. Jedność i otwarcie się...
Tak się składa, że jako zespół (grupa ludzi) mamy duże problemy z tymi dwoma sprawami, ale staramy się jak możemy by w końcu się otworzyć  i zjednoczyć w tym ,do czego zostaliśmy powołani.

 Ludzie mają wciąż wiele poglądów i nauk, często  nie zgadzają się ze sobą i powstaje konflikt. Bóg zaś ma i uznaje tylko jedną naukę . I On w Swym niesfałszowanym Słowie zapowiedział nam z wyprzedzeniem, że przyjdzie czas, kiedy "zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy świerzbią - będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom" (2 Tymoteusza 4,3-4) - w dniach ostatnich czasu łaski, w których dzisiaj żyjemy.

Powstaje pytanie: czy chcemy naśladować zdrową naukę Słowa Bożego? "Czy ktoś to jeszcze potrafi?" - mógłby ktoś zapytać. Pytanie to jest rzeczywiście uzasadnione. Jeśli bowiem porównamy to, co Słowo Boże mówi nam o kościele, z tym, jak przedstawia się dzisiaj chrześcijaństwo, to otwiera się przepaść bez dna, która wydaje się nie do przebycia. Z jednej strony jasne myśli Boże, które uznaje każde szczere dziecko Boże, z drugiej stan, który jest zaprzeczeniem Bożych myśli. Z jednej strony nauka Pisma o jednym ciele, z drugiej prawie niezliczona liczba różnorodnych społeczności z chrześcijańskim wyznaniem. Co za zamieszanie, jaka sterta gruzów - można powiedzieć - tego, co kiedyś takie doskonałe wyszło spod Bożej ręki!

Co wobec tego mamy czynić? Zrezygnować? Pozostawić wszystko swojemu biegowi? Po prostu dalej postępować tak, jak dotąd? Usunąć się w samotność? Nie, po tysiąckroć nie! Bóg ma swoje "Lecz ty" (2 Tymoteusza 3,10.14; 4,5); ma drogę dla tego, kto chce być wierny - drogę, na której można realizować jedność dzieci Bożych, za którą umarł Pan Jezus Chrystus (Jana 11,52). Można ją urzeczywistniać, nawet w dniach największego upadku i postępującego rozdrobnienia. Tym właśnie zagadnieniem chcemy się zająć, to chcemy wcielić w życie. Nasze wnioski końcowe niejednemu  mogą się wydać na pierwszy rzut oka twarde, albo wręcz niemożliwe do wykonania - i rzeczywiście są one przeciwne ludzkiej naturze; są to jednak wnioski, które wyciąga wiara i które prowadzą do bogatych błogosławieństw. Koszty mogą być wysokie; bądźmy jednak pewni: Bóg nie da Sobie niczego podarować! Tych, którzy Go szukają, zawsze wynagradza (Hebrajczyków 10,6).

Jak więc postępować?

Kiedy Bóg przedstawia nam swoje myśli, kiedy pokazuje nam, w jak bliską więź ze Sobą wprowadził nas przez Swoją łaskę, wtedy zawsze pojawia się ta kolejność i zawsze praktyczna konsekwencja: najpierw nauka, potem postępowanie. Tak więc oba pierwsze rozdziały Listu do Efezjan, które mamy ponownie przed sobą, pokazują nam Boże pouczenia dotyczące Zgromadzenia; wraz z czwartym rozdziałem natomiast - rozdział 3 bowiem stanowi pewną wstawkę - zaczynają się napomnienia, nawiązujące do nauki pierwszych dwóch rozdziałów.

" A zatem zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich." (Efezjan 4,1-6).

Trzy razy napomina nas Bóg w swoim Słowie, że mamy "godnie... postępować". W 1 Liście do Tesaloniczan 2,12 powiedziane jest: "abyście postępowali w sposób godny Boga, który was wzywa do swego królestwa i chwały".

W Liście do Kolosan 1,10 jesteśmy napominani, abyśmy " już postępowali w sposób godny Pana, w pełni Mu się podobając, wydając owoce wszelkich dobrych czynów i rosnąc przez głębsze poznanie Boga.". Tutaj natomiast napomnienie mówi, aby postępować w sposób godny tego powołania, którym jesteśmy powołani. Nawiązuje to do pouczeń drugiego rozdziału, gdzie Zgromadzenie zostało przedstawione jako jeden nowy człowiek, jako jedno ciało, jako kościół święty w Panu, jako domostwo Boże w Duchu. Wszystkie prawdziwe dzieci Boże stanowią to cudowne Zgromadzenie, są współobywatelami świętych i domownikami Boga - to jest ich powołanie, według którego zostali powołani. Według tego powołania mamy godnie chodzić, a to obejmuje również zachowanie jedności Ducha.

Jak poważne jest wskazanie Ducha Świętego, że dla zachowania jedności Ducha konieczne są wszelka pokora i łagodność z cierpliwością oraz wzajemne znoszenie siebie w miłości. Ta jedność Ducha "w spójni pokoju" ma być zachowana. Jak bardzo wykroczyliśmy przeciw temu słowu! A jakie zacięte walki wywołały nawet prawdziwe dzieci Boże, właśnie jeśli idzie o zajmowanie "należytego miejsca" i związane z tym kościelne pytania. "Znosząc jedni drugich w miłości" - "w spójni pokoju". Oby Pan pomógł nam w okazywaniu takiego usposobienia.

Zanim przejdziemy do jedności Ducha, co ona znaczy i jak można ją zachować, chciałbym wskazać na trzy zakresy jedności, które nam te powyższe wiersze przedstawiają. 

Trzy aspekty jedności.

Tak więc w wierszach 4 do 6 pokazane są nam trzy aspekty jedności: w pierwszym zakresie Duch, w drugim Pan, w trzecim Bóg jako Ojciec.

1) "Jedno jest Ciało i jeden Duch" - to aspekt rzeczywistej Bożej społeczności. Jest tylko jedno ciało, które - jak to widzieliśmy - tworzone jest przez Ducha Świętego. Każde dziecko Boże, które w obecnym czasie znajduje się na ziemi, należy do tego ciała w jego czasowym zakresie. Jedność ta jest też nazwana jednością Ducha, ponieważ Duch Święty jest kształtującą mocą i spójnią. On też jest Tym, Który utrzymuje w nas żywą "nadzieję"; jest to potrzebne, aby widzieć Chrystusa i przebywać z Nim w chwale.

2) "Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest" - to aspekt publicznego wyznania, przyznawania się do chrześcijaństwa. Podczas gdy pierwszy charakteryzuje prawdziwą społeczność w mocy Ducha Świętego, to drugi obejmuje całe chrześcijańskie wyznanie. Jest to aspekt panowania Chrystusa na ziemi. Dlatego powiedziane jest tu: "Jeden Pan". Aspekt ten obejmuje wszystkich, którzy przyznają się do chrześcijańskiego wyznania, do Chrystusa jako Pana, choćby tylko w zewnętrzny sposób - obejmuje więc również martwych wyznawców. Nie jest to jednak przedmiotem tego Listu; aby to zobaczyć, musimy się zwrócić do innych części Nowego Testamentu, jak na przykład do 2 Listu do Tymoteusza. Takie miejsca, jak Mateusza 7,21-23; 25,11-12 pokazują, że można wyznawać Chrystusa jako Pana, a mimo to iść na zgubę. Ogólnie jednak Słowo Boże wychodzi najpierw od tego, że takie wyznanie jest szczere, prawdziwe. Tak też jest w Liście do Efezjan, gdzie nie ma mowy o dalszym rozwoju chrześcijańskiego wyznania.

Wyrażenie "jedna wiara" wskazuje na przeciwieństwo do żydostwa i do pogaństwa, na wiarę chrześcijańską, do której przyznają się wszyscy ci, którzy noszą na sobie jej zewnętrzny znak, czyli chrzest wodą.

3) "Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich" - to aspekt powszechnej jedności. Nosi on jeszcze ogólniejszy charakter od poprzedniego i nie tylko obejmuje chrześcijan, ale wszelkie stworzenie Jednego Boga i Ojca. Bóg jest "Ojcem", to znaczy pochodzeniem, źródłem "wszystkich", gdyż On ich wszystkich stworzył. On jest tym, który "daje wszystkim życie i tchnienie i wszystko", "z Jego rodu jesteśmy" (Dzieje Ap. 17,25.28). "Jesteśmy z Jego rodu" nie oznacza, że wszyscy ludzie są Jego dziećmi, czyli że są narodzeni na nowo, ale że wszyscy są Jego stworzeniami, wyszli z Jego ręki i że On się o nich stara i nimi zajmuje. On też jest "Bogiem" wszystkich ludzi, "Bogiem duchów wszelkiego ciała" (4 Mojżesza 27,16). To jest jego prawo. Jak dalece stworzenie za tym podąża, to już inna sprawa, której się tu nie porusza. "Ponad wszystkimi" wskazuje na suwerenność, "przez wszystkich" - na Boży wgląd. Wyrażenie "we wszystkich" zdaje się oznaczać, że Boże tchnienie jest we wszystkich i że Bóg jest wszędzie obecny; jest to zakres stworzenia.

Już rozdział 3,9 wskazuje na Boga-Stworzyciela, "Stwórcy wszechrzeczy", a Paweł w wierszu 15 rozpoczyna swoją modlitwę do "Ojca naszego Pana, Jezusa Chrystusa" od godnego uwagi dopowiedzenia: "od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi". Tutaj właśnie mamy powszechny zakres stworzenia, rozumnego stworzenia, obejmujący wszelką rodzinę w niebiosach i na ziemi. Wskazuje to nam ponownie myśl, iż każda grupa stworzonych istot, które są obdarzone rozumem, ma swoje ojcostwo, pochodzenie w Bogu.

Jako Jahwe był On związany tylko z jednym narodem, ale jako "Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa" posiada relację ze wszystkimi inteligentnymi istotami w niebiosach i na ziemi, ponieważ wszystkie one są ku uwielbieniu Jezusa Chrystusa, Naszego Pana, stworzone przez Niego i dla Niego (Kolosan 1,16). Oczywiście, Zgromadzenie ma całkowicie szczególne miejsce jeśli chodzi o przywileje i bliskość Boga; obietnica "Ojca Pana naszego, Jezusa Chrystusa" rozprzestrzenia się natomiast na każdą klasę stworzeń, które On uczynił. Czy chodzi tu o księstwa i potęgi w niebiosach, a więc o różnych aniołów, czy o Żydów albo pogan, czy też o Zgromadzenie Boże -wszystkim im przydziela On według swojej rady określone miejsce. Chrystusa natomiast posadził jako uwielbionego Syna Człowieczego po Swojej prawicy w niebiosach, "ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym" (Efezjan 1,21). To, że List do Efezjan ukazuje taką powszechność Bożego Ojcostwa, jest w najwyższym stopniu godne uwagi. Dzieje się tak pewnie dlatego, by jeszcze wyraźniej uwidocznić cały ten zakres, nad którym Pan Jezus Chrystus będzie Głową. Cały wszechświat będzie poddany Jemu jako uwielbionemu Człowiekowi, "to, co w niebiosach, i to, co na ziemi" (Efezjan 1,10).

Zobaczyliśmy więc trzy aspekty jedności: aspekt Bożej społeczności, aspekt chrześcijańskiego wyznania i aspekt stworzenia. Jakie to smutne jednak, że każdy z tych trzech aspektów jest dzisiaj w chrześcijaństwie praktycznie negowany! Jednego Ducha, który stworzył jedno ciało, zastępuje wiele duchów i ludzkich poglądów, co osiągnęło swój szczyt w utworzeniu niezliczonych społeczności. Jeden Pan zostaje wypchnięty przez zarządzenia tak zwanego duchowieństwa, a jednego Boga usuwają jako zbędnego "naukowe" teorie. Tym godniejsze uwagi jest to, że napomnienia w ostatnich trzech rozdziałach Listu do Efezjan dzielą się właśnie na trzy aspekty.

Napomnienia, dane w Efezjan w 4 rozdziale w wierszach 1-16 odnoszą się do ciała, do aspektu prawdziwej chrześcijańskiej społeczności.

Fragment od rozdziału 4,17 do 5,21 podaje nam napomnienia dotyczące drugiego aspektu, aspektu rządzenia Pana. Kiedy przyznajemy się do Niego jako do Pana, wówczas każdy z nas powinien dążyć do jedności z tym imieniem, by osiągnąć prawdziwą pobożność.

Napomnienia zawarte we fragmencie Efezjan od rozdziału 5,27 do 6,9 odnoszą się do trzeciego aspektu - Bożego stworzenia. Czy mężczyźni, czy niewiasty, czy dzieci, czy ojcowie, słudzy czy panowie - dzieci Boże są napominane, aby zajmowana przez nich pozycja lub ich naturalne relacje były właściwe i na swoim miejscu, odpowiednio do Bożego porządku w stworzeniu. Po tak krótkim przeglądzie skierujmy się najpierw ku pierwszemu zakresowi, czyli ku jedności Ducha, do której zachowania w spójni pokoju jesteśmy wezwani.

Widzialna jedność.

Za dni apostołów wierzący stanowili tu na ziemi widzialną jedność. Nie było jeszcze rozdwojeń i rozłamów, ale wszyscy chrześcijanie w danej miejscowości schodzili się według jednej zasady. Byli w szczęśliwej jedności i w społeczności (Dzieje Ap. 2,42) ze wszystkimi chrześcijanami i chrześcijańskimi Zgromadzeniami w innych częściach kraju albo w innych krajach, jak to poświadczają Dzieje Apostolskie i listy Nowego Testamentu. Tym samym jawne było, że wszyscy chrześcijanie tworzyli razem jedno ciało w Chrystusie, jeden żywy organizm, który pod kierownictwem Ducha Świętego i w Jego mocy spełniał swoje funkcje. Nie ulega wątpliwości, że było to właśnie to, czego Bóg chciał i co Postanowił i że tak powinno było pozostać.

Ten widzialny wyraz jedności został jednak wkrótce zburzony. Wkradli się nienawróceni wyznawcy i ludzie bezbożni (Judy 4), którzy odrzucali Jezusa Chrystusa jako Jedynego rozkazującego i Pana. Powstali mężowie, którzy mówili rzeczy przewrotne, pociągając w ten sposób uczniów za sobą (Dzieje Ap. 20,30). Pojawienie się błędnych nauk i rozbicia to dowód na to, że już w znacznej mierze zaniechano Słowa Bożego i jego autorytetu. Ruina i zamieszanie, charakteryzujące dzisiejsze chrześcijaństwo, pokazują, jak dalece zboczyliśmy od Bożych myśli w kwestii jednego ciała. Jaka jednak pociecha dla wszystkich tych, dla których i w tych ciemnych dniach myśli Boże coś znaczą, a raczej są wszystkim: tę jedność będzie znowu widać, kiedy Pan Jezus Chrystus przyjdzie powtórnie w mocy i w chwale i przed całym światem okaże się wraz ze Swoimi, aby tutaj panować. Jest to niczym łańcuch rozpięty nad rzeką, którego początek i koniec widać na obu brzegach, a który jednak w środku strumienia wydaje się zerwany. Boże oczy wiary widzą więc dzisiaj jeszcze Zgromadzenie jako jedno, lecz dla naturalnych oczu jedność dzieci Bożych nie jest już widoczna.

Co jednak w obliczu tego smutnego, a dla nas tak zawstydzającego stanu rzeczy należy czynić? Boża odpowiedź, którą chcemy się nieco bliżej zająć, jest jasna i prosta: "Zachować jedność Ducha w spójni pokoju". Tu nasuwa się nam od razu następujące pytanie:

Co oznacza "jedność Ducha?"

Wyrażenie to nie oznacza z całą pewnością jednego - jedności naszych duchów. Nie jest to jednoczenie się na podstawie wspólnych poglądów, opinii czy też wyznań wiary, które są dla nas drogą. Postawiona jest tu raczej przed naszymi oczami ta drogocenna jedność, którą czyni Duch Święty, obejmująca zgodnie ze swoją zasadą wszystkie członki ciała Chrystusa. Innej jedności Słowo Boże ani nie zna, ani nie uznaje. Jaka jest wartość każdej innej jedności? Nie wzniesie się ona nigdy ponad swe ludzkie pochodzenie.

Zachować jedność Ducha nie znaczy, że trzeba ją czynić, lecz że należy ją naśladować albo podtrzymywać. Praktycznie oznacza to urzeczywistniać prawdę, że już jest "jedno ciało i jeden Duch" i w praktyce naszego życia nie uznawać żadnego innego członkostwa, jak tylko to, które jest przez Ducha Bożego; to właśnie znaczy zachowywać jedność Ducha.

"Jedność Ducha" więc to moc i zasada, za której pośrednictwem prawdziwe dzieci Boże zostają przeniesione na pozycję odpowiednią do ich właściwych relacji w jedności ciała Chrystusa, by wspólnie iść tą drogą. Zachowanie jej według Ducha Bożego polega na podtrzymywaniu naszej więzi ze wszystkimi świętymi.

Nie "jedność ciała"

Znamienne jest, że nie zostajemy tu wezwani do zachowywania jedności ciała. Oznaczałoby to, że mielibyśmy iść z każdym członkiem ciała Chrystusa, niezależnie od tego, w jakiej sytuacji by się on znajdował oraz jak wyglądają jego drogi w praktycznym życiu. Nawet najgorsze zło w jakimś współbracie nie mogłoby nas wtedy skłonić do odłączenia się od niego. Jak jeszcze zobaczymy, Pismo tego nie uczy, ponieważ zachowanie jedności Ducha zawiera w sobie koniecznie społeczność i łączność z Boską Osobą. Gdyby jednak Zgromadzenie Boże znajdowało się jeszcze w zdrowym stanie, zgodnym z Bożym pragnieniem, wtedy praktycznie nie byłoby żadnej różnicy pomiędzy tymi dwoma wyrażeniami: "jedność ciała" i "jedność Ducha".

Jeśli chodzi o zachowywanie tej jedności: jedności ciała nie możemy ani zachować, ani jej złamać; jest ona bowiem podtrzymywana przez samego Ducha Świętego, który mieszka w Zgromadzeniu i łączy wszystkie członki ciała Chrystusowego ze sobą i z Głową w niebie. Mimo tak bolesnego zawodu ze strony człowieka jedność ta pozostaje, ponieważ Duch Święty pozostaje.

Niemożliwe do praktykowania?

Niezależnie od tego, jak wielka jest ruina i zepsuty stan kościoła, wspólnoty, Zgromadzenia, Pismo Święte nigdy nie daje miejsca myśli, że prawdy Bożej nie da się urzeczywistnić i że niemożliwe jest zachowywanie społeczności świętych. Boże napomnienia, myśli i słowa są zawsze do zastosowania i winny być stosowane. Bóg, jak już to sobie przypomnieliśmy, z góry znał upadek i niebezpieczne dni, a mimo to napomina nas, abyśmy pilnie starali się zachować jedność Ducha w spójni pokoju. Bóg nie wzywa nas do czegoś, czego by nie można już praktykować.

Właśnie listy dotyczące czasów ostatecznych, List Judy i późne listy Pawła, Piotra i Jana, które opisują czasy pełne niebezpieczeństw, "dni ostateczne" (2 Tymoteusza 3,1) i obecność wielu antychrystów w "ostatnich godzinach" (1 Jana 2,18), nie zakładają z góry ani na chwilę, by nie dało się realizować tej prawdy. Wręcz przeciwnie! Na przykład apostoł Jan w swym Drugim i Trzecim Liście ma dużo do powiedzenia o postępowaniu wierzących. Mówi on o chodzeniu w prawdzie, postępowaniu według jego przykazań i trzymaniu się mocno prawdy.

Mimo zamieszania i rozbicia w chrześcijańskim wyznaniu Bóg nakłada na nas zadanie praktykowania i wyrażania tej błogosławionej prawdy o jednym ciele Chrystusa. Nie mamy przy tym przestrzegać tej prawdy tylko jako teorii, ale na naszych drogach i we wzajemnych relacjach być praktycznym świadectwem jednego ciała, świadectwem przeciw wszystkiemu, co temu przeczy.

Pierwszy krok - odłączenie

Pierwszym krokiem na drodze do zachowywania jedności Ducha jest odłączenie się od wszelkiego zła, jakie istnieje i objawia się pod wieloma postaciami - jako zło moralne, praktyczne, zło w nauczaniu. Naszym pierwszym zadaniem i obowiązkiem jest zgodnie z 2 Listem do Tymoteusza 2,19, odłączyć się od wszystkiego, co sprzeciwia się Chrystusowi:

"Niech odstąpi od niesprawiedliwości każdy, kto wzywa imienia Pańskiego".

Gdy jesteśmy odłączeni, społeczność Ducha Świętego jest naszym działem; Duch Święty bowiem uwielbia Chrystusa (Jana 16,14). Ponieważ zaś uwielbienie Pana Jezusa Chrystusa jest Jego celem, musi On więc nas z konieczności uwolnić od wszystkiego, co znieważa Chrystusa Pana i co jest Jemu przeciwne, i związać nas z tym, co Jemu odpowiada. Oby każdy czytelnik wziął sobie tę zasadę poważnie do serca! On czyni tę drogę jasną i ostatecznie również łatwą.

Nie jest to więc już kwestią członków ciała, te bowiem w praktyce - a mówię to z głębokim wstydem i pokorą - mieszają się i łączą z różnymi złymi rzeczami, ale jest to całkowicie sprawą Pana Jezusa Chrystusa i Ducha Bożego, Który Go uwielbia i utrzymuje nas w społeczności z Panem Jezusem Chrystusem jako Głową. Nie idzie więc o to, bym miał dobre uczucia wobec mego chrześcijańskiego brata. To bowiem można czynić nawet gdy istnieją tysiące społeczności. Czy jednak Bóg chciał mieć tysiące społeczności? A może raczej prawdą jest, że jest tylko jedno ciało? Bezsprzecznie! Bóg mówi, że jest jedno ciało. Wobec tego więc wszelkie stronnictwa i sekty są jawnym przeciwieństwem Jego woli. Co wobec tego powinno się uczynić? Opuścić je!

Brzmi to twardo, lecz jest to Boża droga - jedyna droga, jaką On wskazuje. Nikt nie rozumie tego lepiej, niż Wszechwiedzący Bóg, Który Sam uczynił ludzkie serce. Z reguły jest to gorzkie i bolesne, gdy z woli Pana Jezusa Chrystusa trzeba opuścić cenione i silnie zadzierzgnięte więzi. Niekiedy takie rozdarcie przebiega przez środek własnej rodziny. Mimo to jeśli te kościelne relacje nie odpowiadają Jego myślom, kiedy nie możesz w nich urzeczywistniać tej jedności Ducha - pozostaw je!

Zaniechaj ich również wtedy, gdybyś uważał, że musisz pozostać na miejscu, które poznałeś już jako błędne, aby błędom tym przeciwstawić to, co właściwe, aby twój dobry wpływ mógł tam posłużyć ku naprawie. Bóg nie reformuje tego, co od Niego odstąpiło. "Odstąp od nieprawości!" - tak brzmi odpowiedź Pana.

Niesprawiedliwością jest wszystko, co nie zgadza się z objawioną wolą Bożą - wszystko to, co ma swoje pochodzenie w woli ludzkiej. Ileż nieprawości jest wobec tego w chrześcijaństwie!

Nie uważam, by moim zadaniem teraz było wymieniać różnorodne formy zła w chrześcijańskim wyznaniu i je piętnować; niech raczej mówią za siebie cytowane w różnych miejscach fragmenty Pisma. Pan Jezus Chrystus osądza obecny stan chrześcijaństwa bardzo poważnie (Objawienie 3,14-22). Jedno jest teraz jasne: obowiązkiem, a nawet, chcę powiedzieć, przywilejem każdego wierzącego dziecka Bożego, jest odłączyć się od wszelkich zasad przeciwnych Pismu i od systemów na polu chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo jako takie idzie drogą ekumenii, ale to jest droga do "Babilonu" (Objawienie 17 i 18). Jedności Ducha nie osiągnie się przez bezbożne zjednoczenie, lecz - jako pierwszy krok - przez odłączenie się od tego, co błędne i przeciwne woli Pana Jezusa Chrystusa.

"I usłyszałem inny głos z nieba mówiący: Ludu mój, wyjdźcie z niej, byście nie mieli udziału w jej grzechach i żadnej z jej plag nie ponieśli: (5) bo grzechy jej narosły - aż do nieba, i wspomniał Bóg na jej zbrodnie" (Objawienie 18,4-5).

Nie można być wiarygodnym świadectwem jedności dzieci Bożych i jednocześnie trwać w połączeniu z tym, co tej jedności praktycznie zaprzecza. Niekiedy wierzący trwają w kościelnych relacjach, w których nie mogą świadomie wyrażać ważnych zasad Pisma. A swoje nieposłuszeństwo, nie jest to bowiem nic innego, próbują usprawiedliwiać tym, że znajdują tam większe możliwości do służenia i szerszy zakres dla swej aktywności. Argumentują, że gdyby odłączyli się od tego, co poznali jako błędne, wówczas ich służba dla Pana Jezusa Chrystusa uległaby znacznemu ograniczeniu.

Są to jednak błędne myśli, sprzeczne z Pismem. W pierwszej kolejności winniśmy zwracać uwagę na to, by nasz własny stan i nasze osobiste kontakty były takie, aby Pan mógł je aprobować. Dopiero wtedy będziemy czystymi naczyniami, których Pan w Sobie właściwy sposób może używać w Swojej służbie. Gdy będziemy kroczyć naprzód w posłuszeństwie dla Jego Słowa i Jego objawionej woli, Pan będzie nam otwierał drzwi i da nam więcej sposobności do służby, niż my będziemy w stanie wykorzystać. Do wiernej resztki skierowane są pocieszające słowa Pana: "Oto postawiłem jako dar przed tobą drzwi otwarte, których nikt nie może zamknąć" (Objawienie 3,8). Nie mamy się zatem troszczyć przede wszystkim o otwarte drzwi do świadczenia i możliwości służenia, lecz o odłączenie od wszystkiego, co się Panu nie podoba. My nie możemy sami sobie otworzyć drzwi. Ludzie ani ich instytucje też tego nie mogą. Kiedy jednak On otwiera drzwi, wtedy nikt nie jest w stanie ich zamknąć. My zaś możemy ufnie przez nie przejść.

Tę zasadę odłączenia znajdujemy też w 2 Liście do Koryntian 6,17:

"Przeto wyjdźcie spośród nich i odłączcie się od nich, mówi Pan...".

Musimy zrezygnować z wszelkich więzi, które znieważają Chrystusa Jezusa Pana. Pogląd, iż można świadomie nadal wiązać się z jakąś zasadą przeciwną Pismu, z jakąś złą nauką czy praktykami, a jednak osobiście być niesplamionym, nie jest z Boga. Osobiście mogę być wolny do złej rzeczy, a mimo to przez moją praktyczną łączność z nią już utraciłem społeczność Ducha Świętego. Dlatego do nas skierowane jest to Słowo Boże:

"Niechaj odstąpi od nieprawości każdy, kto wzywa imienia Pańskiego!"

Zadziwiające jest, jak często w Drugim Liście do Tymoteusza, który opisuje upadek chrześcijaństwa w dniach ostatecznych, dane jest wezwanie do odłączenia się od zła. Powtarza się ono sześć razy, za każdym razem w innym kontekście i innymi słowami:

"Unikaj zaś światowej gadaniny; albowiem uprawiający ją coraz bardziej będą się zbliżać ku bezbożności" (2 Tymoteusza 2,16).

"A przecież trwa mocny fundament Boży taką oto mając pieczęć: Poznał Pan tych, którzy są Jego, oraz: Niechaj odstąpi od nieprawości każdy, kto wzywa imienia Pańskiego " (2 Tymoteusza 2,19).

"Przecież w wielkim domu znajdują się naczynia nie tylko złote i srebrne, lecz i drewniane, i gliniane: jedno do użytku zaszczytnego, a drugie do niezaszczytnego. Jeśliby więc ktoś oczyścił siebie samego z tego wszystkiego, będzie naczyniem zaszczytnym, poświęconym, pożytecznym dla właściciela, przygotowanym do każdego dobrego czynu" (2 Tymoteusza 2,20-21).

"Uciekaj zaś przed młodzieńczymi pożądaniami, a zabiegaj o sprawiedliwość, wiarę, miłość, pokój - wraz z tymi, którzy wzywają Pana czystym sercem" (2 Tymoteusza 2,22).

"Unikaj natomiast głupich i niedouczonych dociekań, wiedząc, że rodzą one kłótnie" (2 Tymoteusza 2,23).

"Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy. I od takich stroń" (2 Tymoteusza 3,5).

Kiedy apostoł porównuje chrześcijaństwo ostatnich dni z wielkim domem, w którym znajdują się naczynia różnego rodzaju, naczynia z materiału szlachetnego i nieszlachetnego, jedne ku czci, a drugie ku niesławie Pana domu, to łączy z tym bezpośrednio wezwanie, aby oczyścić się od tych naczyń ku niesławie, to znaczy odłączyć się od nich, odłączyć się od tych ludzi uznanych przez Pana za zniesławiających Go, by przez to być naczyniem ku sławie. To osobiste odłączenie, jak już wspomnieliśmy, stanowi bolesny krok, jest to jednak pierwszy krok do jedności Ducha.

Niektórzy mówią, że mamy się odłączyć od złych rzeczy, ale nie od prawdziwych dzieci Bożych. Nie jest to jednak całkiem słuszne. Oczywiście, naczynie ze szlachetnego metalu jest obrazem wierzącego; ale to, że jest naczyniem ze srebra czy złota, nie decyduje wyłącznie, iż jest ono już naczyniem ku sławie Pana domu. Gdyby na przykład jakieś złote naczynie stojąc w piwnicy z węglem pokryło się pajęczyną, wtedy nie byłoby ono z pewnością ku sławie Pana, gdyby postawiono je na stole, zastawionym świątecznie czystymi nakryciami. Również wierzące dziecko Boże może być dla Swego Pana ku niesławie przez nieczyste kontakty i od takich właśnie, co się tyczy praktycznej społeczności musimy się odłączyć, chociaż będzie to dla nas bolesne i upokarzające. Dzięki temu odłączeniu jednak staniemy się sami naczyniami ku sławie: "Jeśliby więc ktoś oczyścił siebie samego z tego wszystkiego ędzie naczyniem zaszczytnym, poświęconym, pożytecznym dla właściciela, przygotowanym do każdego dobrego czynu" (2 Tymoteusza 2,21; gr.). Jakże to pocieszające: Więź pomiędzy członkami ciała Chrystusowego pozostaje przy tym wszystkim nienaruszona, Bogu dzięki! Zwróćmy uwagę na wyrażenia: "Każdy, kto" oraz "Jeśliby więc ktoś" (wiersze 19 i 21). Wskazują one, że to odłączenie, którego od nas się oczekuje, jest rzeczą czysto osobistą: "Każdy, kto wzywa imienia Pańskiego" - czyli przyznaje się do Pana Jezusa Chrystusa, jest osobiście odpowiedzialny, by odstąpił od wszelkiego rodzaju niesprawiedliwości. Nigdy nie będziemy mogli usprawiedliwiać naszej osobistej niewierności tym, że inni też byli niewierni. Dlatego to "Ale ty" w 2 Liście do Tymoteusza jest takie ważne i cenne.

Potrójny aspekt "oczyszczenia"

Wydaje mi się, że oczyszczenie to może się dokonać w trojakim aspekcie lub, inaczej mówiąc, w trzech dziedzinach. Sposób, w jaki to przykazanie Pana, dane w 2 Liście do Tymoteusza 2,19-21 można realizować zależy od okoliczności, od konkretnego przypadku.

Pierwszy przypadek można najłatwiej zrozumieć (nie mówię tu: urzeczywistnić). Jeśli jakiś wierzący chrześcijanin znajduje się w utrwalonym systemie, w którym ani nie może realizować jedności Ducha, ani spowodować zmiany panujących tam zasad, wtedy jest koniecznie zobowiązany do odłączenia się od tego systemu. Tylko w ten sposób może być sam naczyniem ku sławie.

Drugi przypadek jest bardziej skomplikowany i być może nie dla każdego czytelnika ma znaczenie. Przypuśćmy, że któreś dziecko Boże trwa w praktycznej społeczności z takimi, którzy wyznają, że zgromadzają się do imienia Pana Jezusa Chrystusa. Choć, patrząc ogólnie, zajmują oni pozycję zgodną z Bożym zamysłem, to jednak może się zdarzyć, że w ich środowisku rozprzestrzenia się jawne zło w praktycznym zachowaniu lub w złej nauce; wtedy najpierw powinniśmy w miłości i cierpliwości przedstawić miejscowemu świadectwu Zgromadzenia to zło, aby poruszyć sumienia braci i sióstr. Gdyby jednak te starania po dłuższym czasie nie odniosły skutku - starania, do których przyłączyłyby się też sąsiednie miejscowe świadectwa Zgromadzenia - musielibyśmy w końcu, zgodnie z 2 Listem do Tymoteusza 2,19-21, stosownie zareagować i daną grupę opuścić.

Jako ostrzeżenie przed pochopnym i nieduchowym zastosowaniem tego, co tu powiedziano, podkreślmy jeszcze raz:

1) Zło musi mieć charakter jawny na tyle, że odłączenie może być uzasadnione.

2) Odłączenie się może być krokiem ostatecznym dopiero wówczas, gdy wykorzystano już całą możliwą cierpliwość i starania. Jest to trudniejsze i bardziej skomplikowane niż w pierwszym przypadku.

3) Drugi List do Tymoteusza nie pokazuje wprawdzie tej strony, ale nie można jej nie brać pod uwagę: pytania, czy "miejscowe świadectwo Zboru Pańskiego" można jeszcze uważać za takie, które jest w społeczności, nie da się rozstrzygnąć jednoosobowo; może to stwierdzić sąsiednie miejscowe świadectwo Zgromadzenia Bożego albo jeszcze lepiej, miejscowe świadectwa leżące w okolicy.

Słowo z 2 Listu do Tymoteusza jednak, może również znaleźć swoje praktyczne zastosowanie w czysto osobistym zakresie. Jakiś wierzący może pielęgnować swoją społeczność z innymi dziećmi Bożymi (nie mam tu na myśli społeczności przy stole Pańskim) i może się tą społecznością cieszyć. Lecz pewnego dnia musi z ubolewaniem stwierdzić, że te dzieci Boże nie chodzą w prawdzie (2 Jana 4), ponieważ na przykład trzymają się obcych nauk albo pod względem moralnym rodzi się niebezpieczeństwo dla niego i jego domu. Ach, jakże bolesne jest, kiedy musimy stwierdzić coś takiego u tych, którzy są odkupieni za tę samą cenę, za cenę Jego krwi, tak jak i my sami! Czy można jednak, czy należy dalej utrzymywać z nimi społeczność? 2 List do Tymoteusza 2 udziela nam to odpowiedzi także na to pytanie.

Prawo do własnego osądu.

Są to wszystko poważne rzeczy, a wyroki Boże sięgają tak głęboko, że człowiek - częstokroć wierzący - usiłuje wykręcić się od dalekosiężnych praktycznych konsekwencji. Zaczyna dyskutować. Bóg natomiast nie dyskutuje, On nakazuje. Wiara też nie dyskutuje, ona daje posłuch. Niewiara zaś twierdzi, że każdy ma prawo do własnego sądu. Takie myśli musimy jednak całkowicie odrzucać. Żaden człowiek nie ma prawa do własnej opinii, jeśli chodzi o Boże rzeczy. Jedynie sam Bóg ma do tego prawo i On oznajmia nam Swoje zamiary. Od nas zależy, czy pójdziemy za wolą Bożą, co prowadzi nas do jedności Ducha, czy też jej zaniechamy, co prowadzi do rozbicia i sekciarstwa.

Miejmy na uwadze, że Chrystus w niebie jest Głową ciała i że ciało to jest tylko dla Głowy! Nie ma już miejsca na to, co uwielbia człowieka, na jego ambicje, dumę i samozadowolenie. Wszystko to dla wierzącego osiągnęło swój kres na krzyżu Chrystusa, który objawił zupełną ruinę człowieka.

"Oto stoję u drzwi i kołaczę"

Duma i samozadowolenie - czy nie były to znamiona Laodycei, chrześcijańskiego wyznania w jego końcowym stadium? Słyszeliśmy wyrok Pana nad tym Zgromadzeniem: "A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust" (Objawienie 3,16).

Choć jest to samo w sobie poważne i upokarzające, to jednak wielkim błogosławieństwem jest, że Bóg podaje nam do wiadomości Swój osąd tego stanu w chrześcijaństwie. Mamy się uczyć widzieć wszystko Jego oczami, abyśmy wszystko rozsądzali tak, jak On. Zgadzać się z Jego myślami jest zawsze uszczęśliwiającą rzeczą. Jak jednak mogę się odwrócić od czegoś fałszywego, jeśli w ogóle nie rozeznaję tego jako fałszywe?

Dlatego właśnie musimy rozprawić się dzisiaj z prawdziwym charakterem chrześcijaństwa w świetle Słowa Bożego. Znajdujemy się teraz bowiem przy wnioskach końcowych, które powinniśmy wyciągnąć z tego wszystkiego, czego się dowiedzieliśmy. Jeśli o to chodzi, list do Laodycei (Objawienie 3,14-22) daje jeszcze niejedno pouczenie z ust Pana i rzuca dalsze światło na przedmiot naszych rozważań. Mamy przy tym na myśli wiersze 19-21 z drugiej części tego listu.

Karcenie

Zwróciwszy się w wierszach 14-18 do anioła Zgromadzenia, czyli do tego, kto jest odpowiedzialny w Zgromadzeniu, i tym samym przemówiwszy do Zgromadzenia jako takiego, Pan z początku wierszu 19 kieruje się do pojedynczego wierzącego, który jest nadal związany z martwym chrześcijańskim systemem Laodycei. Mówi do niego:

"Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się!" (Objawienie 3,19).

Zauważmy: Pan nie karci tego świata; On karci tylko tych, których Miłuje - synów (Hebrajczyków 3,11-12; Hebrajczyków 12,5-6). Ich właśnie chce przywieść do upamiętania nad swoim stanem i niedobrymi relacjami, w jakich się znajdują, i w tym kierunku stosuje nieraz bolesne drogi wychowania. Nie wzywa do upamiętania odpowiedzialnego kościoła, ani chrześcijaństwa jako takiego - On chce wypluć ich ze swych ust! - ale w swej łasce i miłości zajmuje się stale Swoimi, aby przywieść ich do należytego stanu. Dąży do poruszenia sumień tych, których miłuje.

Jakaż w tym pociecha, kiedy myślimy o cierpieniu, o poważnych chorobach i innych niedolach, przez które ci, którzy do niego należą, zwłaszcza w naszych dniach przechodzą, i to w takiej mierze, że - jak mi się wydaje - wygląda to tak, jak gdyby Pan Jezus Chrystus podwajał w tych dniach końca Swoje pełne miłości starania, aby pouczać nas także przez karcenie, po to by zachować nas od zła laodycejskiego, które otacza nas niczym powietrze i wyzwolić nas od niego! Ten świat może z urąganiem wskazywać na różne cierpienia ludu Bożego; my jednak wiemy, dlaczego Pan je nam zsyła. On ma na oku błogosławiony cel - nasze uświęcenie.

Zwrot do pojedynczego wierzącego:

"Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną" (Objawienie Jana 3,20)

W jakże poważnej sytuacji widzimy tu Pana Jezusa Chrystusa! Stoi u drzwi. Zajął miejsce poza systemem chrześcijaństwa, ponieważ nie może się utożsamiać z jego zgubnym stanem moralnym. A jednak i druga strona jest prawdą w tej samej mierze: chrześcijaństwo popadło w stan Laodycei i zamknęło Mu drzwi. Pozostawiło Go na zewnątrz, nie chcąc Go. Czy taki stan rzeczy nie powinien nas do głębi upokorzyć?

Potem Pan czyni jednak coś nadzwyczaj pocieszającego, co jest miłym wyrazem Jego serca wobec Swoich - puka, ale nie do drzwi Laodycei, lecz do drzwi serc tych, którzy są Jego. Spójrz!!! On cię nie zaniechał; puka do twoich drzwi. Z pewnością już czynił to często. Czyś nie zauważył, jak ten wierny Pan, stojąc u drzwi twojego serca, Pragnie, abyś go wpuścił? Może również te rozważania, które teraz czytasz, należą do tego pukania? On jest pełen cierpliwości i łaski i pragnie uwolnić ciebie i mnie nie tylko od kajdan, ale też i od usypiającego ducha Laodycei.

Słyszeć głos Pana Jezusa to jedno, a otworzyć Mu drzwi, to drugie. Obie te rzeczy są konieczne, wielu jednak poprzestaje na pierwszej z nich. Usłyszeli już, i to nieraz, głos Pana Jezusa Chrystusa, słyszeli wiele dobrych wykładów, mieli też niejedną korzystną rozmowę, przy czym niejedno uznali, lecz na tym stanęło. Nie otworzyli drzwi serca dla Mistrza. W rzeczywistości więc nie wystarczy słyszeć głos Pana. On oczekuje posłuszeństwa, naśladowania Jego Słowa z miłości do Niego. Na tym polega otwarcie drzwi. "Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać" (Jana 14,23).

Może należysz do tych, którzy znajdują się jeszcze w Laodycei i przez ten związek zniesławiają Pana. Jest wiele powodów, dla których ludzie pozostają w tym związku i niejeden głos będzie Ci radził, byś pozostał tam nadal. Nie jest to jednak głos Pana, dobrego Pasterza, Który nie tylko przychodzi do swych owiec, ale też wciąż je wyprowadza z tego, co nie znajduje u Niego potwierdzenia (Jana 10,3). Czy nie zechcesz OTWORZYĆ drzwi Temu, Który dla Ciebie umarł i miłując Cię, troszczy się o Ciebie? Jaka szkoda, jeśli podobnie jak oblubienica z Pieśni nad Pieśniami, nie mamy ochoty otworzyć umiłowanemu, kiedy On puka! "Cicho! Oto miły mój puka! Otwórz mi, siostro moja...!" (Pieśń 5,2).

Jeść wieczerzę

Do tego, kto usłyszy Jego głos i otworzy drzwi, Pan chce wejść i jeść z nim wieczerzę, a on będzie jadł z Nim. Pan nie da sobie nigdy czegoś podarować; kiedy otworzymy Mu drzwi krótko przed zakończeniem czasu łaski (o tym bowiem mówi wieczerza), On nas bogato wynagrodzi.

Pan pokazuje tu dwa błogosławieństwa. Będzie jadł z nami wieczerzę - to pierwsze błogosławieństwo. Jest ono faktycznie naprawdę cudowne! Kiedy On do nas wejdzie, wtedy objawi nam całą swoją łaskę. Wkroczy w naszą sytuację i będzie ją z nami dzielił. Czy troszczysz się o to, co powiedzą o tym twoi przyjaciele, kiedy uczynisz taki krok wiary i odwrócisz się od tego, co w Bożym świetle uznałeś i poznałeś jako błędne? Czy obawiasz się następstw, jakie ci przyniesie odłączenie się i przyłączenie do Niego? On to wszystko zna. Bądź dobrej myśli i miej ufność! On przyjdzie do Ciebie, pochyli się ku Tobie w swym miłosierdziu i da Ci zakosztować całej swej łaski - jeśli otworzysz Mu drzwi.

Drugie błogosławieństwo przewyższa pierwsze. Chce On nam darować również je, czyli że będziemy jeść z Nim wieczerzę. Pragnieniem Jego serca jest wywyższyć nas do Siebie Samego, do Swoich myśli, ponad okoliczności, jakie nas tu przygniatają. Pragnie On, abyśmy mieli z Jego wielce wsławioną Osobą społeczność we wspaniałości; z Jego dążeniami, z Jego sercem. To zaś oznacza jedynie najgłębszą radość. "A mieć z nami współuczestnictwo znaczy: mieć je z Ojcem i Jego Synem Jezusem Chrystusem. (4) Piszemy to w tym celu, aby nasza radość była pełna." (1 Jana 1,3-4).

Kiedy Pan mówi o jedzeniu wieczerzy, muszę mimo woli myśleć o tej miłej scenie z uczniami w Emmaus (Łukasza 24). Byli oni w drodze do domu z Jerozolimy, gdzie przed trzema dniami ich Pan został ukrzyżowany. Rozmyślając o tym wzgardzonym i ukrzyżowanym, którego uważali wciąż za zmarłego, idą przygnębieni do domu. I oto nagle przyłącza się do nich jakiś nieznajomy, który mówi im po drodze w niepowtarzalny sposób o cierpieniach Chrystusa i mającej potem nastać chwale (por. 1 Piotra 1,11). Później musieli oni wyznać: "Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?" (Łukasza 24,32).

Już widać ich wieś, a obcy okazuje, jakby miał iść dalej. Czy opuszczą tę tajemniczą osobę w dalszą drogę? Wtedy przez ich usta przechodzi to, czego pragnęło Jego serce i z powodu czego On na tej drodze pukał do drzwi ich serc: "Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił" (w. 29). Wchodzi więc z nimi i jest ich gościem, gotów jeść z nimi wieczerzę. Jednak niespodziewanie zmienia się sytuacja: gość staje się tym, który udziela gościny. "Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im". Oto je z nimi wieczerzę, a oni poznają Go po łamaniu chleba. Czy widzieli znaki gwoździ na jego rękach?

My dzisiaj doświadczymy tego samego. Kiedy otworzymy Mu drzwi, wtedy On wkroczy w nasze okoliczności. Więcej jeszcze, da się nam poznać, a z tym nie da się niczego porównać. Jeśli osobiście pozwolimy Mu wejść, a chodzi tu o czysto osobisty akt, wtenczas On będzie mógł uczynić dla nas drogocennym to, co jest w Jego sercu dla tych, którzy są Jego w sensie zbiorowym, i sprawi, że zaczniemy cenić więzi, jakie On sam ustanowił pomiędzy świętymi.

Szeroka podstawa - wąska droga

Jeśli już odkryliśmy pierwszy krok do zachowywania jedności Ducha i doszliśmy do tego, że polega on na odłączeniu się od wszelkiego zła, od wszystkiego, co jest przeciwne Chrystusowi i Bożej prawdzie, to teraz ktoś może zapytać: czy wobec tego mam iść tą drogą samotnie? Czy drogą Bożą dla mnie jest izolacja? Doskonałe Słowo Boże także na to pytanie udziela jasnej, uszczęśliwiającej odpowiedzi:

"Jeśliby więc ktoś oczyścił siebie samego z tego wszystkiego, będzie naczyniem zaszczytnym, poświęconym, pożytecznym dla właściciela, przygotowanym do każdego dobrego czynu. Uciekaj zaś przed młodzieńczymi pożądaniami, a zabiegaj o sprawiedliwość, wiarę, miłość, pokój - wraz z tymi, którzy wzywają Pana czystym sercem." (2 Tymoteusza 2,21-22).

Przypomnieliśmy sobie najpierw Bożą zasadę, że Bóg nie daje siły i światła dla drugiego kroku, zanim nie uczyni się pierwszego. Dopiero wtedy bowiem ci, którzy ten krok wykonali w posłuszeństwie wiary, doznają pocieszającego i cennego doświadczenia. Zostaną oni oddzieleni w ten sposób do społeczności Ducha Świętego i znajdują innych, którzy już przed nimi uczynili ten krok wiary i posłuszeństwa Słowu Bożemu, mogąc w ten sposób ze szczęśliwym sercem być w tej jedności Ducha Bożego. Tym, którzy oczyścili się od naczyń ku niesławie, Bóg da znaleźć społeczność z tymi, "którzy wzywają Pana czystym sercem" (w. 22). "Z tymi" - to jest właśnie społeczność.

Nie jest to więc absolutnie samotna droga ani żadna izolacja, lecz ponieważ żyjemy w dniu złym, według praktycznej społeczności i jedności Ducha jest to wąska droga, właśnie odłączona przez Ducha Bożego od wszelkiego zła. W swoim zasięgu obejmuje ona jednak jako zasada całe Boże Zgromadzenie. Jako podstawa czy też grunt jest ona dostatecznie szeroka, aby mógł być przyjęty każdy członek ciała Chrystusowego; jest ona jednak zarazem dostatecznie wąska, aby spośród wierzących zło zniesławiające Pana starannie usunąć. Ci bowiem, którzy są zgromadzeni w tej jedności Ducha, będą czujnie czuwać nad tym, aby tak w praktyce, jak i w nauce nic złego nie odarło ich z tej społeczności Ducha.

Jakiż przywilej, ale także i odpowiedzialność w dniach rozbicia, by mieć na oku wszystkie członki Chrystusa i mieć w sercu również tych, którzy nie są w taki sposób zgromadzeni w społeczności Ducha! Nie ma na ziemi dziecka Bożego, które nie miałoby prawa do mojej miłości, do miłości wszystkich świętych. Ta Boska miłość jednak, która z natury nie zmienia swej mocy, zmienia się w swoim wyrazie, stosownie do sytuacji, na jakie napotyka. Miłości do braci nie można oddzielić od posłuszeństwa względem Bożych nakazów "Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże, gdy miłujemy Boga i wypełniamy Jego przykazania" (1 Jana 5,2). Prawdziwa miłość nigdy nie może zaniechać drogi prawdy i światłości tylko dlatego, że drodzy bracia nią nie idą. Będzie natomiast "w spójni pokoju" szukać tego, by przywieść braci do światła, aby wspólnie razem z tak wieloma, jak to tylko możliwe, iść drogą uwielbienia Pana. Weźmy to pod uwagę: nigdy nie uczynimy zła dobrem przez to, że zło z dobrem zmieszamy!

"Tam jestem pośrodku nich"

Jeżeli chcemy zachwiać jedność Ducha, to nie wystarczy nam zadowolić się znalezieniem miejsca, gdzie znajdują się dzieci Boże! Czyż mało jest takich miejsc, gdzie byśmy ich nie znaleźli? Mogą one być w jednym miejscu wraz ze złem moralnym, a w innym znowu łączyć się ze złą nauką. Nie kierujmy się też szukaniem tego, gdzie najwięcej okazuje się praktycznej miłości i chęci niesienia pomocy. Jeśli bowiem miłość nie idzie w parze z prawdą, to nie jest to miłość Boża. Miłość "współweseli się z prawdą" (1 Koryntian 13,6). O nie, to nie jest droga do celu.

Jedność Ducha nie jest zwykłą społecznością chrześcijan, jaką wielu próbowało już osiągnąć przy pomocy wielu wzorów. Ludzie uczynili już sobie wiele jedności i łączą z tym imię Chrystusowe, nazywając to jakimś, czy nawet jedynym "kościołem". Droga wierzącego jest jednak drogą prostą i pokorniejszą: wierzący musi jedynie przy pomocy Słowa Bożego doświadczyć, gdzie tę jedność Ducha się realizuje. To Duch Święty jest Tym, Który zgromadza dzieci Boże w jedno, skupiając je jedynie wokół Siebie, jako centrum; jedynie tam Pan Jezus Chrystus osobiście mówi: "jestem pośród nich." (Mateusza 18,20).

Żadnej niezależności

Zachowania jedności Ducha nie da się pogodzić z duchem niezależności. Wyjaśnia to mały przykład. Przypuśćmy, że - jak często udawało się Duchowi Świętemu - jakaś grupa skromnych chrześcijan odłączyła się od systemów chrześcijaństwa i zgromadza się prosto do Pana Jezusa Chrystusa. Mogą oni, jeśli chodzi o uznawanie jednego ciała jako Boską podstawę wspólnych spotkań, nie mieć jeszcze żadnego zrozumienia; mogli jeszcze nie słyszeć niczego o jedności Ducha. Mimo to, za sprawą odłączenia się od tego, co uznali dzięki Duchowi za błędne, są złączeni ze wszystkimi, którzy będąc obiektem tego samego działania Ducha Bożego, szli już przed nimi tą drogą i posiadają większy wgląd w to, co dotyczy Bożej podstawy Zgromadzenia się. Jak łatwo mogą jednak od tego zboczyć i połączyć się ze złem w jakiejkolwiek jego postaci!

Nawet jednak jeśli się to nieprzyjacielowi nie uda, albo nie zaraz uda, nie można założyć, że mając oświecone przez Ducha zrozumienie schodzą się oni według myśli Bożych, ignorując zarazem to, co ten sam Duch zdziałał już przedtem w innych. Słowo Boże takiej niezależności nie zna ani nie dopuszcza. Gdyby zaś ci chrześcijanie, którzy początkowo w mocy Ducha zgromadzali się w prostocie do imienia Pana, zachowywali pozycję niezależną, wówczas stawialiby siebie przez to praktycznie poza jednością Ducha. Jakie to smutne, jeśli to, co zostało zapoczątkowane w Duchu, kończy się na ciele - w nowej sekcie!

Resztka

Jedynie ci, którzy zgromadzają się według Ewangelii Mateusza 18,20 tylko do imienia Pana Jezusa Chrystusa, mogą być taką pozostałą resztką. Pan Jezus Chrystus mówi o dwóch lub trzech; zauważmy jednak, że od dawna trzy rzeczy cechowały zawsze tę wierną resztkę:

1) oddanie się Panu,

2) ścisłe przestrzeganie fundamentalnych zasad,

3) szczere ubolewanie i głębokie uniżenie nad znieważającym Pana stanem ludu Bożego.

Duch Boży od początku nie zapowiada, żeby ten okres czasu miał zakończyć się ogólnym przyjęciem prawdy Bożej, ogólną sprawiedliwością i pokojem, lecz mówi o ogólnym odstępstwie. To już widzieliśmy. Również wtedy jednak Bóg ma pozostałą resztkę, która jest dla Niego prawdziwa. Ta resztka jest proroczo przedstawiana w liście do Filadelfii (Objawienie 3,7-13).

Resztka to miłe wyrażenie, gdyż stawia nam ono przed serca coś z początków. Jest to jednak zarazem wyrażenie upokarzające. Gdyby bowiem wszyscy pozostali wierni, nie byłoby resztki; ale ponieważ większość odstąpiła, nadzwyczaj pocieszające jest znajdować pozostałą resztkę z tego, co miało jako całość pozostać i trwać. A jeśli ta wierna resztka odłączyła się od zła w chrześcijaństwie, to Pan Jezus Chrystus daje jej przywilej pójścia naprzód w świetle Zgromadzenia Bożego w jedności Ducha, choćby zepsucie wokół nich było wielkie.

Wiedzą oni, że nie tylko oni sami stanowią Zgromadzenie. Dlatego nie będą twierdzili, że tylko oni nim są. Nie będą nawet rościli sobie praw do tego, by mówić o sobie, że są tą pozostałą resztką. Jeśli jednak chodzi o oddawanie przez nich czci i ich wspólne spotkania dla zbudowania oraz na modlitwę, będą nimi kierować te zasady, które Bóg dał, aby uporządkować wszystkie szczegóły w swoim Zgromadzeniu. Zasady Boże bowiem nie zostaną usunięte przez żaden, choćby nie wiem jak poważny upadek. Ta resztka o tym wie i zgodnie z tym postępuje. Rezultatem tego jest to, że posiada ona wszystkie przywileje Zgromadzenia Bożego, a nawet OSOBISTĄ OBECNOŚĆ PANA JEZUSA. Z Nim pośrodku, mają oni tę godność, by reprezentować Jego Zgromadzenie na ziemi.

Tej właśnie wiernej resztce Pan Jezus Chrystus daje Swoją aprobatę i pozwolenie jako ich dział: "Chociaż moc masz znikomą, zachowałeś moje słowo i nie zaparłeś się mego imienia" (Objawienie 3,8).

"Moc masz znikomą" - Ta pozostała resztka ostatnich dni nie twierdzi o sobie, że posiada wielką moc, taką samą, jaką miał kościół w swych początkowych dniach, w dniu Pięćdziesiątnicy i potem. Uznaje ona raczej upadek w świecie chrześcijańskim, którego sama jest cząstką. Przypisywanie sobie wielkiej mocy w celu dokonywania widowiskowych cudów nie jest niczym innym jak zaprzeczeniem upadku i zepsucia, jaki nastąpił w chrześcijaństwie.

Szczęśliwi ludzie, którzy nie muszą udawać czegoś, czego nie mają!

"Zachowałeś Moje słowo" - Resztka ta ceni Słowo Pana ponad wszystko i daje się przez nie, czy to indywidualnie, czy też zbiorowo patrząc, kierować i kontrolować na całej swej drodze i we wszystkich swoich dążeniach. We wszystkim, w co wierzy i co czyni, szuka ona i pragnie tego: "Tak mówi Pan". Cokolwiek zaś nie znajduje swojej podstawy w Słowie Bożym, zostaje przez nią odkładane jako zwyczajna ludzka tradycja i nauka. Szczęśliwi ludzie, którzy mają za przewodnika, za jedyny autorytet: Jego Słowo! Trwają oni w wieczności, tak samo jak Słowo Samego Pana trwa w wieczności (1 Jana 2,17; 1 Piotra 1,25).

"Nie zaparłeś się mego imienia" - Resztka ta nie opuści nic z tego, co Pan objawia o Sobie w Swoim Słowie. Drogocenne imię Pana Jezusa Chrystusa - Jakub zwie je zacnym imieniem (Jakuba 2,7) - obejmuje całą prawdę o Jego Osobie, Jego dziele i autorytecie. Resztka ta trzyma się tego mocno na oczach świata, który Go odrzuca, i za żadną cenę niczego z tego nie opuszcza. Wyznaje to imię przed ludźmi, to znaczy uznaje Jego Boskość, Jego doskonałe człowieczeństwo, uznaje go jako Wybawiciela, Nauczyciela, Pana, Orędownika i Najwyższego Kapłana: resztka ta nie uznaje żadnego innego imienia jako centrum, wokół którego się gromadzi, jak tylko Jego Samego. Szczęśliwi ludzie! Mają oni już tutaj pośród siebie Tego, Który w wieczności będzie centrum niebios.

Czy nie chcemy należeć do tej resztki, która kiedyś usłyszy z ust naszego drogiego Pana słowa przyzwolenia? A więc wyjdźmy do Niego poza obóz (Hebrajczyków 13,13), aby pośród tych pieniących się bałwanów naszych dni mieć nasze oczy skierowane na Niego ku wiecznemu pokojowi i szczęśliwości!

"Zamienił burzę w wietrzyk łagodny, a fale morskie umilkły. Radowali się z tego, że nastała cisza, i że On przywiódł ich do upragnionej przystani." (Psalm 107,29-30).